Ten tekst powstał tak trochę na zamówienie, a trochę dlatego, żeby uświadomić ludziom, że to co dzieje się na forach internetowych bardzo często nie jest autentyczne a stanowi pewnego rodzaju teatr podobny do tego jaki rozgrywa się na mównicy sejmowej. Ostatecznie nie został nigdzie opublikowany. Polecam ku przestrodze.
KUP PAN TROLLA
„Oferta skierowana do osób, które tworzyły już płatne treści o tematyce
politycznej w postaci komentarzy na forach internetowych, portalach, blogach,
znają mechanizmy działania, nie boja się używać mocnych słów, są kreatywne,
potrafią prowadzić ożywioną dyskusję, prowokować. I najważniejsze – potrafią
być dyskretne. Oczekiwania: dokładność, sumienność, dyskrecja, samodyscyplina,
terminowość. Umiejętność zmiany swojego IP również mile widziana”
Takie ogłoszenie
pojawiło się niedawno na kilku portalach pośredniczących w poszukiwaniu pracy.
Opublikowane na Facebooku i skomentowane, natychmiast zniknęło. Prowokacja, czy
nieostrożność? A może po prostu oferta pracy, jak wiele innych?
ZAWÓD PRZYSZŁOŚCI
Nie wszyscy użytkownicy internetu zdają sobie jeszcze
w pełni sprawę z narodzin nowego zawodu, jakim jest trolling polityczny. Nie
wszyscy mają też świadomość, że pomówienia, ubliżanie, wyzwiska i wylew
nienawiści na internetowych forach, grupach i portalach społecznościowych nie są jedynie efektem frustracji niezrównoważonych
osobników, a sprytną manipulacją ich mocodawców. Płatny trolling stał się
obecnie skutecznym narzędziem walki z konkurencją polityczną. Dla osób, które
nie mają doświadczenia w poruszaniu się w sieci, albo korzystają z niej
okazjonalnie, ilość wulgarnych komentarzy dotyczących życia politycznego może
wydawać się bulwersująca i sprawiać wrażenie naparzanki ideologicznej opartej
na zagotowanych emocjach. Nic bardziej mylnego. Bardzo duża część owych
nienawistnych wpisów nie jest efektem agresji przypadkowych internautów, ale
produktem agencji, które z oczerniania ludzi o innych poglądach politycznych
zrobiły wysoko dochodowy interes. Jak informuje dziennik „Polska”: największe
partie polityczne płacą firmom marketingowym po kilkadziesiąt tysięcy złotych
miesięcznie za ubliżanie swoim konkurentom. Cena za umieszczenie komentarza o
długości 100 do 350 znaków wynosi od 30 gr do 2 zł. Chętnych do takiej pracy nie
brakuje. Renata Kim i Ewelina Lis w
artykule „Hejterzy bez zahamowań”, który ukazał się w Newsweeku 2016/6 - piszą, iż na ogłoszenie o pracy
polegającej na tworzeniu płatnych treści o tematyce politycznej w ciągu dwóch dni zgłasza się 250
osób, najczęściej byłych dziennikarzy i to wcale nie anonimowo.
Opluwanie za pieniądze przeciwników politycznych nie
jest jedynie polską specjalnością, potęga internetowego medium jest bowiem
skrzętnie wykorzystywana przez rządy i polityków na całym świecie. Chińskie
władze zatrudniły internautów do wpisywanie pochlebnych dla reżimu komentarzy
na forach internetowych i blogach. Wpisy zostają umieszczane anonimowo lub pod
pseudonimami przez dziesiątki tysięcy użytkowników sieci, których jedynym
zadaniem jest wchodzenie na poszczególne strony i wklejanie na nie wcześniej
przygotowanego tekstu. (według news.com.au.) W rosyjskim serwisie sobaka.ru
pojawiła się relacja byłego pracownika jednej z tamtejszych agencji
propagandowych o nazwie FAN, skupiającej pod sobą 12 innych firm, których
zadaniem jest tworzenie materiałów dotyczących konfliktu z Ukrainą lub polityki
rosyjskiej. Z kolei Wielka
Brytania planuje utworzyć nową jednostkę wojskową, która będzie się
specjalizowała w prowadzeniu wojny psychologicznej w Internecie. Jej głównym
celem ma być oddziaływanie na media społecznościowe (m.in. Twitter i Facebook)
i wykorzystywanie ich dla swoich potrzeb
militarnych.(według www.defence24.pl)
WSZYSTKIE CHWYTY DOZWOLONE....
Paweł Szefernaker – obecny sekretarz stanu w KPRM, który w sztabie wyborczym Andrzeja Dudy
odpowiadał za kampanię internetową, przyznaje eufemicznie że: w
internecie najlepiej żrą rzeczy kontrowersyjne – przytacza Zbigniew Bartuś w „Dla kogo pracujesz wredny trollu”.
Te kontrowersyjne oznaczają tu słowną młockę, hejt, wyzwiska, dyskredytowanie
rozmówcy i opluwanie jadem konkretnej opcji politycznej. Wszystkie chwyty są dozwolone, nie ma metod zakazanych – zdradza w
rozmowie z portalem żelazna logika.net anonimowy internauta zatrudniony w
charakterze płatnego trolla - Ważne jest
tylko to żeby osiągnąć skutek. Pisze się o wszystkim, liczy się ilość, szum
informacyjny. Im większy odzew tym lepiej. Jak ktoś coś wytknie, to wtedy nie
warto wdawać się w polemiki tylko trzeba przykryć to kolejnym niusem, twittem,
memem. Im agresywniej i wulgarniej, tym lepiej. Zwierzenia innego płatnego
trolla zamieszczone w liście do redakcji opublikowała również w styczniowym numerze Angora. Zadaniem autora
było jak najbardziej oczernić w internecie jedną z partii. „Podano mi ok. 30 “faktów”, którymi miałem
się posiłkować przy pisaniu – opowiada - Cel był jeden. Jak najwięcej postów
opublikowanych. Im bardziej zjadliwe, tym większa premia. Autor listu chce
aby ludzie dowiedzieli się, że większość wpisów, szczególnie tych najbardziej agresywnych, nie jest
spontaniczna. To wszystko, co jest
wypisane pod artykułami, jest po prostu opłacone – stwierdza. – Żadna
moherowa babcia nie napisze postu. To są ludzie, którzy w wyborach głosowali na
“normalną” partię, a tutaj za pieniądze chwalą Dudę i PiS. Oczywiście
oprócz wychwalania na forach głównym zadaniem pracowników agencji
propagandowych i samych partii jest plucie jadem na przeciwników politycznych i
ich zwolenników, tak aby wpłynąć na masy, wskazać im kierunek i liczyć na odzew
w sieci. Oprócz zawodowców działają też i ideowcy. – Obrażam, i to czasem
na ostro, ale zgodnie z przekonaniami – mówi 33-letnia Marta z Warszawy w artykule „Hejterzy bez zahamowań” – Jak widzę komentarze w stylu: „marionetka Kaczora” albo „Duda nie ma
jaj”, to puszczają mi nerwy, potrafię jebnąć niezłym hejtem. Takich
zaangażowanych ideowców działających „pro bono” jest również spora ilość. W
swojej zajadłości nie ustępują zawodowcom. I jednym i drugim należy przyznać
niewątpliwie jedno; są skuteczni. Działania
troli są obliczone na “pobudzenie” obfitych pokładów zawiści, poczucia krzywdy
i nieżyczliwości wobec innych, które spoczywają w charakterach wielu naszych
rodaków - opowiada na stronie http://biznes.robertbrzoza.pl anonimowa
pracownica polskiej agencji - Tacy
“pobudzeni” przejmują trollowe “prawdy” i wyrażenia i zaczynają sami je
rozpowszechniać – i rusza lawina hejterstwa.
ŻYCIE TROLLA
Agencja Associated Press opublikowała zwierzenia Ludmiły
Sawczuk, dziennikarki która, pracowała w petersburskiej agencji propagandowej. W
jej wydziale obowiązywało napisanie w ciągu 12 godzin pracy 160 postów propagujących
w sieci kremlowską wizję świata. Każdy z trolli prowadził pod różnymi
pseudonimami po kilkanaście kont na portalach społecznościowych, a po
otrzymaniu codziennych instrukcji określających co ma pisać i jakie emocje
wywoływać, wrzucał na rosyjskie i zachodnie strony internetowe spreparowane
zdjęcia i proputinowskie komentarze.
Sawczuk przyznaje, że większość z nich to młodzi ludzie, zachęceni dość wysoką
płacą ok 40-50 tys. rubli miesięcznie (ok 2500 zł). Jak twierdzą rosyjskie
media, petersburskie trolle zatrudnia
agencja Internet Research, finansowana przez holding, na czele którego stoi
bliska osoba z otoczenia prezydenta Władimira Putina, a w samym Petersburgu
jest ich około 400. Praca trolli trwa od 9:00 do 17:30, za spóźnianie dostają kary
finansowe i stale są obserwowani przez kamery. Celem ich działalności jest
codzienne zwiększanie oglądalności serwisów o 3000 nowych osób. Byli pracownicy
agencji sugerują, iż cała ta operacja jest kierowana z Kremla.
Trollem w Petersburgu najłatwiej zostać z ogłoszenia;
można je rozpoznać po tym, że nie precyzuje zakresu obowiązków i jako miejsce pracy
wskazuje zawsze miasto “Stare Selo” na Ukrainie. Rozmowa o pracę odbywa się w
biurowcu na ul. Savushkina 55. Chętni muszą wypełnić ogromną ilość formularzy,
które gromadzą szereg informacji o nich, ich rodzicach, rodzinach i życiorysach,
ale co ciekawe nie testują poglądów politycznych kandydata. Same kryteria
przyjęcia do pracy nie są zbyt wygórowane; zainteresowani pracą muszą wykonać
krótkie streszczenie artykułu prasowego,
a wszyscy mówiący i piszący
poprawnie po rosyjsku zostają przyjęci.
Według byłej pracownicy polskiej agencji: na polskim
rynku pracy również nie ma zbyt wysokich wymagań co do poziomu kandydatów na
trolli. Na początku każdy musi podpisać szeroko rozbudowane oświadczenie o
dochowaniu tajemnicy, zachowaniu anonimowości w sieci, oraz zobowiązanie do
usunięcia otrzymanych programów po skończeniu projektu; a także do
niekopiowania instrukcji i nieudostępniania ich innym. Potem należy przejść
obowiązkowe szkolenie, na którym przyszli hejterzy uczeni są jak zmieniać
adresy IP i mylić portale mediów co do swojej tożsamości; umiejętność ta niezbędna
jest do mnożenia lajków dla wybranych wypowiedzi na stronie i aby móc
umieszczać posty pod różnymi nikami . Aspiranci uczą się
również korzystania z przeglądarki TOR, która w każdej sesji
identyfikuje się z innym adresem IP, co zapewnia pełniejszą anonimowość w sieci,
następnie dowiadują się, gdzie można utworzyć bezpłatne konta emailowe bez
potrzeby podawania numeru telefonu, oraz jak używać specjalnego programu
czyszczącego historię lajków i komentarzy, co umożliwia dodawanie kolejnych.
Program ten rejestruje też aktywność trolla na portalach i wysłane maile – to od ich liczby i jakości zależy bowiem
wypłata.
O rekrutacji i sposobach działania polskich agencji
opowiada autor listu do Angory: Nasza
spółka jest zarejestrowana poza granicami Polski. W większości są to, tak jak
ja, studenci, którzy w wolnych chwilach dorabiają sobie. Najlepiej jest
pracować zdalnie, z akademika lub domu. Do mnie odezwał się kolega i
zaproponował pracę przy pisaniu postów pod artykułami. Dobra agencja
propagandowa musi mieć kilka tysiecy profili rozlokowanych
na Twitterze, Facebooku, innych portalach społecznościowych oraz na forach. Rekordziści
w trollowaniu potrafią zarobić podobno nawet do 5000 zł miesięcznie.
Kiedy zbliżają się wybory dla branży zaczynają się “tłuste” zamówienia. –
opisuje pracownik agencji - Za każdy
odpowiednio sformułowany post firma otrzymuje od piętnastu groszy do nawet
trzech złotych. Ja, jako pracownik, dostaję średnio połowę kwoty. Oczywiście
dochodzi dodatkowa premia z tytułu popularności określonych wpisów.
ARMIA SZEFERNAKERA
Według informacji pozyskanych przez dziennikarzy z The
Guardian: płatni trolle prezydenta Putina działają ściśle według instrukcji
codziennie im dostarczanych, a ich przekaz musi być zgodny z ideologicznym
kursem Kremla. Dokładnie to samo można
powiedzieć o internetowych trollach Dudy – pisze w artykule „A Duda jak
Putim – własna armia trolli” Piotr Stasiuk -
schemat jest dokładnie powielony. Zadziwiającą jest jeszcze taka zbieżność –
posłowie PiS dostają e-mailem instrukcje „co mam o tym mysleć” i jak komentować
medialne przekazy dnia. Autor sugeruje, że owo podobieństwo przywodzi na
myśl skojarzenie, iż szkolenie medialne w PiS mogło odbywać się pod okiem putinowskiego instruktora z
Kremla.
Według Witolda
Głowackiego w artykule „Prawo i Sprawiedliwość króluje w polskim internecie” opublikowanym
w magazynie Polska – The Times - Partia
Jarosława Kaczyńskiego jeszcze niedawno kojarzona ze wszystkim, tylko nie z internetem,
totalnie dominuje dziś w mediach społecznościowych i w sieci Pomaga w tym zdyscyplinowana armia trolli.
Jego zdaniem działalność propagandowa w sieci jest obecnie dosłownie wpięta w
struktury PIS, ich internetowa armia
jest w większości zawodowa lub półzawodowa, a znaczną jej część zapełniają
pracownicy biur poselskich i regionalnych struktur partii. Trolle werbowani i
opłacani są przez co najmniej dwie pracujące dla PiS agencje interaktywne, a
pewną część stanowią pracujący wyłącznie dla idei internetowi entuzjaści. Ten
pogląd potwierdza wyznanie anonimowego autora listu do Angory – W 2015 roku największym klientem agencji
takich jak moja był PiS –Niemal od stycznia pieniądze płynęły szerokim
strumieniem. Najpierw wybory prezydenckie, potem parlamentarne. Te głupoty
pisane o Komorowskim, potem o Sikorskim, Kopacz i innych z PO, były straszne.
Ale…dobrze opłacone. Teraz na tapecie jest Petru. Również europoseł Janusz Wojciechowski napisał na
Twitterze, że John Kennedy był pierwszym prezydentem, który wygrał wybory w
telewizji, a Andrzej Duda pierwszym, który wygrał w internecie; potwierdzając
znaczenie działalności w sieci dla ostatnich sukcesów Prawa i Sprawiedliwości.
Możnaby zastanawiać się dlaczego internet zaczął ostatnio
być w naszym kraju tak bardzo istotny w kampaniach wyborczych i tak bardzo
rzutuje na decyzje wyborców. Ażeby to zdiagnozować trzeba nieco uwazniej
przyjrzeć się doniesieniom socjologów; z każdym bowiem rokiem przybywa w Polsce
grupa osób, dla których internet jest
głównym źródłem informacji. Z
badania CBOS i Uniwersytetu Mikołaja Kopernika wynika iż ci, którzy deklarują, że sieć stanowi dla nich
podstawę pozyskiwania wiedzy stanowią wiekszość (60%) w grupie osób do 24 roku
życia. Jest to całkiem spory odsetek wyborców, na których myślenie i decyzje,
również te przy urnach, główny wpływ mają informacje i opinie zamieszczane w
internetowych serwisach niezależnie od tego, jak mało byłyby one wiarygodne. Pomimo iż według badań MEC Analytics & Insight z dnia 28 maja 2015 najważniejszym źródłem
wiedzy o wyborach pozostaje ciągle telewizja
(70%), tylko niewiele mniejszy procent wszystkich Polaków podaje za jej główne
źródło serwisy społecznościowe (57%). Jest to o tyle znamienne, iż podczas wyborów
w 2010 r. odsetek wymieniających sieć wśród głównych źródeł informacji o
polityce wynosił zaledwie 39,4 proc. Łatwo więc zaobserwować, jak silną mamy w
Polsce tendencje wzrostową.
Jeszcze większą rolę
spełnia internet na emigracji, szczególnie tej
wcześniejszej - amerykańskiej, która z uwagi na odległość i coraz
mniejsze związki z krajem ma o nim niewielkie pojęcie. Nasi rodacy za oceanem
wyrabiają sobie poglądy o Polsce głównie za pośrednictwem przekazu płynącego z
sieci, przekazu płynącego nieproporcjonalnie, ale za to bardzo szerokim
strumieniem. Należy też pamiętać, że internet to medium bardzo elastyczne,
w którym wszelakie treści mogą nie tylko
w przerażającym tempie rozmnażać się na zasadzie infekującego umysły wirusa,
ale również coraz szybciej mutować w taki sposób, aby właściwi odbiorcy łatwiej
je przyjmowali i rozpowszechniali.
W tych realiach nie należy się dziwić, że ten kto obecnie wygrywa w sieci, ten ma
władzę nad umysłami; i nie bez powodu liderem, który zdominował przekaz
internetowy stało sie Prawo i Sprawiedliwość. Politycy PiS tworząc przez osiem
lat opozycję mieli czas na stworzenie w Internecie własnego, bardzo sprawnie
funkcjonującego, źródła informacji i opinii i skuteczne go wykorzystanie. W
wywiadzie dla Faktu Paweł Szefernaker ujawnia iż po stronie PIS podczas
kampanii prezydenckiej działało w sieci regularnie trzy tysiące osób. Jakkolwiek niezbyt chętnie przyznaje się on do
zatrudniania internetowych trolli; jednakże w rozmowie z Pawłem Sikorą – dziennikarzem NaTemat, przyznaje
iż istnieje w jego w zespole
internetowym komórka – która ma za zadanie
zwracać uwagę na uwagę na to, co się
pisze na forach i reagować. Szefernaker, zapytany wprost czy jego ludzie
działają poprzez dodawanie komentarzy,
nie zaprzecza – Także w ten sposób, jest to jeden z rodzajów
aktywności w internecie” – stwierdza.
TROLLING OD KUCHNI
Nazwa „trolling” pochodzi od techniki łowienia polegającej na
zarzucaniu przynęty z płynącej łódki. W przypadku trolla, ów haczyk to
kontrowersyjna lub obraźliwa wypowiedź, na którą emocjonalnie reagują inni
dyskutanci. Merytoryka dyskusji zanika wówczas, a między uczestnikami zaczyna
się wymiana ciosów, epitetów i inwektyw. Profesjonalny troll najpierw „zarzuca
haczyk” by sprowokować awanturę w sieci, a gdy sieć nie załapie zarzuca drugi i
trzeci. Kiedy ryba połknie przynęte racjonalna dyskusja zostaje przerwana, a
troll zaczyna walić po głowach rozmówców kijem bejsbolowym. Istnieją różne
strategie działania: czasami trolle występują w parach, czasami w większych
grupach, linkując do siebie wzajemnie dla wzmiocnienia efektu; jeden dokleja
się do dyskusji początkowo niepozornie, rzuca sugestie, delikatnie poddaje w wątpliwość
zdanie przedmówców, kolejny wyskakuje z materiałem cieżkiego kalibru
wprowadzając do sieci nieprawdziwe materiały przygotowane wcześniej w
partyjnyjnej centrali. Nie od dziś wiemy że: „kłamstwo powtórzone tysiąc razy
staje sie prawdą” ; trafiając na podatny grunt, owe fałszywki potrafią siać
spustoszenie i kiełkować w umysłach odbiorców niczym chwast.
Zdaniem Brandona
Smitha –
autora artykułu „Disinformation: The Magic of the Lie, Propaganda, Governments,
Elites and How It Works” opublikowanego na portalu http://poorrichards-blog.blogspot.com/2012/08/disinformation-magic-of-lie-propaganda.html
a zamieszczonego w przekładzie Tomasza Nowakowskiego na stronie https://ussus.wordpress.com:
trolle używają szeregu sprawdzonych w
sieci sposobów i sztuczek dlatego też tak trudno się im przeciwstawić. Podstawowym
ich sposobem jest pisanie skandalicznych, oburzających komentarzy by odwrócić
uwagę, sfrustrować rozmówców, ośmieszyć niewygodne opinie. Inną metodą, jest
sprawić aby spólne, logiczne argumenty przeciwników
zostały skompromitowane poprzez zestawienie z bełkotem, albo nawoływaniem do
przemocy. Troll będzie też próbował zdominować
wartościową dyskusję w celu zakłócenia jej, oraz sfrustrowania
zaangażowanych w nią osób, posługując się listami lub bazami zaplanowanych
konspektów rozmów, które zawierają uogólnione, wprowadzające w błąd odpowiedzi
na prawdziwe, racjonalne argumenty. Zamieszczone na ich podstawie posty
wyglądają na zbyt dobrze zredagowane,
zbyt poprawne; trącą nienaturalnością i łatwo je wychwycić. Dezinformatorzy
budzą fałszywe skojarzenia poprzez ciągłe posługiwanie się negatywnymi
konotacjami typu „komuniści, faszyści” w celu tworzenia uprzedzeń, oraz
odwodzenia rozmówców od obiektywnego badania dowodów. Inną techniką jest
nawoływanie do „głosu rozsądku” wobec argumentów niezaprzeczalnie świadczących
za jedną stroną, aby osłabić ich siłę. Powszechną metodą jest oskarżanie
opozycji o jakiś punkt widzenia, nawet jeśli nie jest on wcale jej poglądem,
następnie atakowanie tego stanowiska. Według systematyki wprowadzonej na stronie
http://www.eioba.pl/a/33w5/allmanah-manipulacji-w-internecie – profesjonalnego trolla cechuje narcystyczna pewność siebie i pełen
profesjonalizm – to osoby szkolone do lobbowania bądź wojen w internecie, znają
dobrze dany temat i nie wahają się używać wszelkich argumentów. W ich wypadku
nawet nick jest dobrze dobrany tak, aby wpływać na podświadomość człowieka. Jeśli spotkasz w sieci kogoś, kto spełnia
powyższe kryteria i używa kilku z wymienionych strategii naraz, to
prawdopodobnie masz doczynienia z płatnym trollem.
H. Michael Sweeney na portalu http://www.proparanoid.net/truth.htm zamieszcza
cechy dezinformatora pochodzące z nieopublikowanej książki “Fatal Rebirth”, przekład której fragmentów można
znaleźć na portalu https://pracownia4.wordpress.com. Cechy te przedstawiane
są jako charakterystyka osób zawodowo zajmujących
się trollowaniem w internecie. Bazując na swoich bezpośrednich doświadczeniach
przytaczam za nim te, które potwierdziły się u osobników, jakich niewątpliwą
nieprzyjemność miałam spotkać w sieci . Płatni trolle nadewszystko unikają
cytowania oraz podawania źródeł swoich sądów, a przeciwników wybierają bardzo
selektywnie skupiając atak na kluczowych oponentach. Pojawiają się nagle w
konkretnym gronie pozornie przypadkowo, wprowadzając nowy temat bez
wcześniejszego udziału w ogólnych rozmowach. W przypadku spadku zainteresowania
tematem - znikają. Charakteryzuje ich wyjątkowa odporność na ostrą krytykę i
kompletny brak akceptacji rozmówców, bez względu na wszelkie dowody świadczące
przeciwko nim, zaprzeczają wszystkiemu i żadna opozycja, choćby nie wiadomo jak
silna, nie odwiedzie ich od wykonania zadania. Będą oni kontynuować stare
schematy działania niczego w nich nie zmieniając, pomimo rozpracowania przez
otoczenie ich gry, a wynika to z faktu, iż tak naprawdę nie obchodzi ich, co
myślą o nich inni, stąd też nie starają się
poprawić swojego stylu komunikacji ani jej treści. Typowa jest też dla
nich niespójność i przytaczanie wzajemnie sprzecznych informacji. W przypadku
krytyki swojego mocodawcy, troll będzie się starał stłamsić dyskusję jeszcze w
zarodku, zdeprecjonować krytykanta oraz osoby go wspierające, co zapewni mu
przewagę w ewentualnych przyszłych konfrontacjach. Od osoby prezentującej
przeciwne stanowisko będzie domagać się przedstawienia go na poziomie
akademickim, podczas gdy sam używa lapidarnych argumentów i nie potrafi wskazać
wiarygodnego źródła.W obliczu takich wymagań każde stwierdzenie jego oponenta
pozbawia dyskusję sensu, a kto się z tym nie zgadza zostaje wyzwany od idiotów,
albo obrażony za pomocą innych inwektyw. Troll będzie również prowokował
rozmówcę do emocjonalnej, ośmieszającej w oczach innych odpowiedzi, która
osłabi jego pozycję, a sam będzie wykazywał widowni, jak bardzo przeciwnik jest
“wrażliwy na krytykę”. Jeśli ma taką możliwość na sam koniec wyciągnie
najcięższą artylerię; zarzuci oponentowi kłamstwo, zagrozi sądem i zablokuje go
tak, aby ten nie miał możliwości odpowiedzi.
PRZEGONIĆ TROLLA
Bezpośrednie spotkanie internetowego trolla i słowne z
nim starcie może wywołać szok u co bardziej wrażliwych. Troll jest bowiem
odporny na racjonalne argumenty, a działa poprzez wzburzenie oponentów,
uniemożliwianie normalnej dyskusji, dezinformację i stosowanie inwektyw.
Dyskusja z nim nie ma absolutnie żadnego sensu, a co mniej odporni mogą
przypłacić ją rozstrojem nerwowym. Najłatwiej jest spotkać trolla na grupie
dyskusyjnej, forach internetowych i w komentarzach pod artykułami prasowymi, ale
potrafi on zaatakować również z prawdziwego bądź fałszywego konta na facebooku
podszywając się pod znajomych znajomych. Kiedy zostaje zdemaskowany okazuje się,
że nikt go tak naprawde nie znał, do znajomych dodał go ktoś przypadkiem, przez
pomyłkę, albo na skutek krótkiej przypadkowej znajomości. Jestem skłonna
przypuszczać, ze w „gorącym okresie” kampanii prezydenckiej czy parlamentarnej
w każdej większej internetowej grupie, nawet jeśli ma charakter zamknięty –
znajdzie się polityczny troll. Jest bardzo poważna szansa, ze ma go
„wklejonego” ktoś z grupy znajomych na portalu społecznościowym. Jeśli jesteśmy
regularnym użytkownikiem sieci spotkanie z płatnym trollem jest wcześniej, czy
też później nieuniknione. Ważne jest jednak abyśmy umieli prawidłowo na niego zareagować,
osłabić jego siłę rażenia i nie popaść w niepotrzebną frustrację.
Ataki trolli mają na celu
indoktrynację, zmianę przekonań, poddanie w wątpliwość faktów, albo
zaciemnienie prawdy. Istnieją jednak jednostki bardziej na nie narażone; są to typy
generalnie bardziej podatne na wszystkie
nieuczciwe techniki wywierania wpływu. Podobnie jak i działaniom manipulacyjnym
sekt, dezinformacji najłatwiej ulegają jednostki nieśmiałe, o zaniżonym
poczuciu własnej wartości i małej odporności na stres. Należą do nich osoby o
tzw. słabym autorytecie wewnętrznym, które bardziej niż na samych sobie
polegają na innych, i w ich oczach szukają potwierdzenia. Podatni na wszelką
manipulację są też ludzie o niskim poziomie wiedzy ponieważ można im wmówić znacznie więcej, niż tym,
którzy potrafią oprzeć się na swojej erudycji, skorzystać ze źródeł i porównać
punkty widzenia. Również osoby o małym doświadczeniu życiowym, nie mając skali
porównawczej ani doświadczeń do których mogliby się odwołać, częściej od innych
ulegają dezinformacji, stąd trollom o wiele łatwiej jest „opętać” ludzi
młodych, naiwnych i niedoświadczonych.
Kiedy więc uczestniczycie w dyskusjach, wymianie
poglądów na portalach społecznościowych, na forach, czy też w grupach
dyskusyjnych, decydujcie sami kiedy użyty został racjonalny argument, a kiedy
macie do czynienia z celowym hejtem, dezinformacją lub oszustwem. Nie wahajcie
się nazywać trolli po imieniu. Zarówno ci celowo starający się wprowadzić was w
błąd, jak i ci, którzy zostali po prostu zmanipulowani, na ogół w takiej
sytuacji wezmą nogi za pas. Nie można pozwolić się wciągnąć w żadną wojnę na
argumenty, ani pozwolić unieść emocjom. Pamiętaj, że masz doczynienia z
przeciwnikiem dużo lepiej od ciebie przygotowanym technicznie, psychologicznie,
profesjonalistą nieangażującym się emocjonalnie wykonującym tylko swoje
zadanie, a jego atak na ciebie nie jest personalny. Z moich doświadczeń wynika,
że dobrze działa pogrożenie paragrafem 212 Kodeksu Karnego, mówiącym o
pomówieniu. Na jego wspomnienie trolle na ogół zwijają manatki. Radosław
Sikorski, faktycznie bowiem pozwał wydawców "Faktu" i "Pulsu
Biznesu" za wpisy internetowe na ich forach. Warto też wiedzieć, ze osobie
posługującej się w sieci nickiem (loginem), która została publicznie znieważona
bądź oszkalowana, również przysługuje ochrona prawna, jeśli gotowa jest ona na
ujawnienie swojej tożsamości. Potwierdzają to zarówno eksperci, jak i
orzecznictwo sądowe.
Wygląda na to, iż trolling na stałe wpasował się do
ogólnoświatowej kultury politycznej, i że owa profesja polegająca na uprawianiu
płatnej nienawiści staje się równie popularna, jak najstarszy zawód świata.
Miłość i nienawiść – dwie
przeciwstawne emocje, które najsilniej władają człowiekiem i które wydają
się najmniej skłonne poddaniu jego
kontroli, można dziś bez trudu kupić za pieniądze. Warte zwrócenia uwagi jest,
iż o ile instytucja płatnej miłości od zarania dziejów spotyka się w społeczeństwie
z miażdżącym potępieniem – praca w
sektorze płatnej nienawiści została zaakceptowana bez większych oporów.