LINCZ – OK!
Informacja,
że Dorota Wellman znokautowała przy pomocy torby z laptopem i ziemniakami
sadystę znęcającego sie nad szczeniakiem obiegła internet i z całą pewnością
zapoznało się z nią znacznie więcej odbiorców, niż z raportem Czarnej Owcy „Jak
Polacy znęcają się nad zwierzętami”. Ta ostatnia publikacja, aczkolwiek
zaprezentowana przez GW, trafiła bowiem tylko do zainteresowanych kregów i
została przeczytana przez ludzi, którzy są „w temacie”. Obie jednak miałyby szansę
zrobić wiele dla zwierząt. Miałyby szanse gdyby stanął za nimi społeczny dyskurs
i reakcja ustawodawcy. Ale póki co, nie
stanie.
Istnieją przekazy które są dobre merytorycznie, ale nie
koniecznie medialne. Wprawdzie dają dużo do myślenia, lecz wymagają pewnego
skupienia, zaangażowania, inteligencji i czasu. Istnieją też takie, które po
prostu „płyną” i są przyswajane przez tysiące, chociaż nie niosą za sobą
wielkiej tresci. Akurat czyn Doroty Wellman był prosty jak konstrukcja cepa – a
przez to przemawiający do wielu. Mógłby otworzyć dyskusję o konieczności
zwiększenia kar dla oprawców zwierząt, co daje przyczynek do zabrania sie za
nowelizację ustawy o ich ochronie. Nie widzę jednak mediów, które by temat
podjęły poza przekazaniem tej prostej informacji na zasadzie tabloidalnego
newsa. A bardzo szkoda.
Jakiś czas temu historia Piotra Kuryły, który zostawił w
40 stopniowym upale przywiązaną do bramy schroniska szczenną sukę, którą
wcześniej adoptował w chwale i glorii, przerodziła się w wielki akt potępienia
dla biegacza. Rozpoczęła się medialna nagonka, Kuryło był słusznie atakowany
przez tysiące internautów. Czyn jego miał wpływ na to, że odwrócili się od
niego sponsorzy i społeczeństwo. Pojawiły się również w prasie artykuły osób przerażonych masowością tego napiętnowania,
które odzywały się w obronie biegacza. Dalej nastąpiła cisza. Nikt nie podjął tematu, nie zastanowił się
dlaczego tak naprawdę Kuryłę spotkał lincz. Zdarzenie podciągnięte zostało pod
obecne zjawisko „kultury hejtu”.
O przyczynach zjawiska samosądów
mówi prof. Janusz Czapiński na łamach Dziennika. Wyróżnia on dwa podstawowe
powody.
Pierwszy to niewydolność instytucji państwa w ocenie lokalnych społeczności.
Drugi to fakt, że dosyć radykalnie rozmija się surowość sądów i ich
orzecznictwo z surowością obywateli i "wewnętrznym kodeksem karnym”. http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/447935,prof-janusz-czapinski-i-sprawie-mariusza-trynkiewicza-czy-dojdzie-do-linczu.html.
Przypadki linczu mają swoje
miejsce tam, gdzie władza państwowa nie jest należycie
zorganizowana i zbyt słaba, aby móc zająć się skutecznie karaniem przestępców i
funkcję tę bierze na siebie społeczeństwo. Należy pamiętać iż samo przestępstwo
i krzywda przez nie wyrządzona powoduje zarówno u ofiar, jak i u innych członków
danej społeczności, pojawienie się całego wachlarza skomplikowanych stanów
emocjonalnych takich jak;uczucia straty, niesprawiedliwości, obawy, chęci
zemsty, które poszukują ujścia, odreagowania, przywróconego utraconego poczucia
porządku i bezpieczeństwa. Gdy pokrzywdzeni, lub ich współodczuwający znaleźć
go nie mogą w legalnej działalności aparatu sądowego, dochodzi do czynów, skierowanych przeciw
sprawcy. Wtedy tłum, lub pojedyńczy mściciel sam wymierza sprawiedliwość.
Zmiany w postrzeganiu zwierząt zarówno domowych jak i
gospodarskich dokonują się już od ponad wieku pod wpływem prądu zwanego
humanitaryzmem. Zwierzęta stają się ludzkimi przyjaciółmi, towarzyszami,
zajmują miejsce członka rodziny. Nasz emocjonalny stosunek do nich uległ
zasadniczej przemianie, trudno więc dziwić się, że słysząc o czynach
bestialskich skierowanych przeciwko nim budzą się emocje takie jak współodczuwanie
dla ofiary, odrazę do oprawcy, chęć sprawiedliwego ukarania go, a tym samym
zapobiegania podobnym czynom w przyszłości. Jednakże według Raportu organizacji
Czarna Owca Pana Kota - ponad 74% spraw
o przestępstwa przeciwko zwierzętom kończy się odmową wszczęcia lub
umorzeniem dochodzenia, a tylko ok. 19% postępowań znajduje swój finał
w sądzie. Zasadniczą przyczyną
odmów wszczęcia oraz umorzeń dochodzeń w sprawach o przestępstwa
przeciwko zwierzętom jest brak faktycznych podstaw oskarżenia oraz brak
ustawowych znamion czynu zabronionego. Z raportu wynika jednak, że wykonanie
86% spośród kar jest warunkowo zawieszane przez sądy na okres próby. Sądy bowiem
najrzadziej wymierzały skazanym karę bezwarunkowego ograniczenia wolności
(ponad 17% orzeczonych kar), a w połowie spraw rozpatrywanych przez badane
sądy w latach 2012–2014 nie orzeczono wobec sprawców przestępstw przeciwko
zwierzętom żadnych środków karnych. Liczba ujawnianych przez policję wykroczeń
z Ustawy o ochronie zwierząt jest ciagle znikoma. Dlaczego tak sie dzieje?
- Trudno zrozumieć, z czego
wynika ta praktyka sądów, ale taka ona jest - mówi dziennikarce GW Annie
Pawłowskiej - adwokat Anna Chrobot, przewodnicząca Koła Przyjaciół Czworonogów
przy Okręgowej Radzie Adwokackiej we Wrocławiu.
W głośnej sprawie
psa Barego, który został zakopany żywcem, uratowanego dzięki interwencji
policji prokurator Katarzyna Szewczyk zamieniła się w adwokata . Zażądała kary
w zawieszeniu motywując to „inną wrażliwością i niskimi zarobkami „ sprawców.
Oskarżyciel posiłkowy fundacja Lex
Nova wniosła o jego odrzucenie, domagając się m.in. kary 2 lat bezwzględnego
więzienia oraz kary polegającej na
wykonaniu pracy społecznej w wymiarze 40 godzin. Żądaniem prokurator
zbulwersowany był tym razem nawet sam sąd, który ostatecznie jej wniosek
odrzucił. Jednakze taka postawa sądów to wyjątek albowiem zasadą jest
nieorzekanie kary bezwzględnego
więzienia, a wyroki za dręczenie
zwierząt, zapadają w zawieszeniu albo sprawy zostają umarzane. Organizacje
pro-zwierzęce sa bezsilne. Właściciele skrzywdzonych zwierząt lub obserwatorzy
aktów bestialstwa zgłaszający przestępstwo policji, stają w obliczu sytuacji,
w której oprawca ukarany zostaje karą w zawieszeniu, a więc praktycznie żadną,
i śmieje im się w twarz pokazując jednocześnie
środkowy palec.
Trudno więc dziwić się, że tak
wygląda przykładowy,
jeden z tysięcy wpisów anonimowej
internautki pochodzący z forum Polityki: dotyczącego tematu: „Jakie kary
powinny obowiązywac za dręczenie zwierząt” Ja nie przeszłabym obojętnie wobec zwyrodnialca.
Gdybym musiała zainterweniować nawet w przypadku zwyrodnialca (uderzając go
albo coś innego) zrobiłabym to bez wahania, skoro sądy i policja są bezradne.
Widziałam kiedyś jak 2 chłopców okładało Psa cegłą, biegłam ze łzami żeby pomóc
ale wyręczył mnie nieznajomy mężczyzna który wraz z kolegą sprał dotkliwie
zwyrodnialców. Nie powiem jak bardzo ucieszył mnie widok krwawiących
pokiereszowanych twarzy zwyrodnialców. Pieska zabrano do lecznicy i jego
historia zakończyła się szczęśliwie. Jeśli zobaczę krzywdę zwierzęcia nie cofnę
się przed niczym aby mu pomóc. Policja i Sąd będą na końcu. Sami możemy
wymierzać kary.
Kwestia poprawy losu
zwierząt, to jak obecnie wszystkie kwestie ideologiczne w Polsce – problem
polityczny i wpisana została do obowiązującego dyskursu „prawo-lewo”. Do tej pory
wprowadzenie nowelizacji Ustawy o Ochronie Zwierząt utrudniała obecności w
sejmie PSL, który wszystkie próby poprawy losu zwierząt uważał za zamach na
wolność swojego wiejskiego elektoratu. W chwili obecnej PSL w parlamencie już
nie ma, ale sytuacja w dalszym ciągu nie ma żadnej szansy ulec zmianie. Jakiekolwiek
działanie w tym kierunku nie wpisuje się w linię ideologiczną PIS, a
najbardziej fanatyczne skrzydła prawicowego betonu wypisują elaboraty udowadniające
zagrożenia, wynikające z respektowania praw zwierząt. Czołowa polska talibka
Małgorzata Terlikowska w zakazie występów cyrków ze zwierzętami widzi zamach na
podstawowe prawa człowieka, a obecność zwierząt towarzyszących uważa za
zbrodnie wobec dzieci narodzonych i nienarodzonych. Popiera ją Krystyna
Pawłowicz, a Naczelny Tomasz Terlikowski udowadnia bezczelnie, ze „zwierzęta
nawet w Wigilię praw nie mają”. Podobne zresztą poglądy reprezentuje wielu innych
prawicowych publicystów. Jakakolwiek dyskusja na temat polepszenia losu
zwierząt zostaje przez środowiska wsteczne natychmiast zakontrowana „zagrożeniem
- wegetariańskiej dyktatury”.
Wygląda więc na to, że póki
co, jedynym wyjściem zostaje właściwe użycie damskiej torebki. Nie słychać
jednak żeby celebrytce pani Dorocie Wellman postawiono jakiekolwiek zarzuty
naruszenia nietykalności cielesnej oprawcy szczeniaka. Gdyby to się stało, jej
obrona mogłaby na jakiś czas skonsolidować skłócone ze sobą środowiska
pro-zwierzęce i być może stać się motorem jakiejś zmiany. Wszystko wskazuje
jednak na to, że news pozostanie tylko newsem; i nikt nie podejmie tego tematu,
dopóki któregoś razu jakiś bezsilny obserwator takiego bezkarnego kata poprostu
nie zabije. I może dopiero wtedy da to coś komuś do myślenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz