niedziela, 20 marca 2016

JESTEM BOLKIEM


Tekst opublikowany na Fb; 24 02 2016


Ostatnio dopada mnie bezustannie niekończący się rechot historii. Paradoksalnie wcale niekoniecznie z powodu, iż osoby z mojego pokolenia, które nosiły atrybuty Flower Power i które razem ze mną śpiewały „Imagine there is not heaven” stoją dzisiaj po drugiej stronie barykady. Niektórzy z nich agitują za narodowym faszyzmem; inni dalej śpiewają, ale tym razem peany na rzecz Ojca Dyrektora, oraz o tym jak to Andrzej Duda nam się udał; jeszcze inni nie opowiedzieliby się zapewne przeciwko ubojowi rytualnemu stawiając wolność do wyznawania religii ponad prawa zwierząt. Ale to akurat dziwi mnie jeszcze stosunkowo najmniej.

Nigdy nie sądziłam natomiast, ze koło historii potoczy się tak szybko. Kiedy w 1990 roku wracałam z Grecji do Polski nie podejrzewałam, że w 15 lat później Lech Wałęsa stanie się wrogiem publicznym numer 1 , Danuta Wałęsowa w obronie meża wystąpi nawet przeciw kościołowi, a teczki Kiszczaka zostaną uznane za narodowe objawienie. Kiedy 1 maja 2004 roku organizowałam u siebie 3-dniową imprezę z okazji wejścia Polski do Unii Europejskiej nie sądziłam, że tak szybko będę pod flagami polską i unijną musiała prawa do tej swojej europejskości spowrotem się domagać.

Chichot historii brzmi tym głośniej, że z niemałym rozbawieniem dowiaduje się, że jestem komunistą i złodziejem, a wczoraj nawet poseł Żałek poinformował mnie że mam krępującą przeszłość w SB i UB, o czym do tej pory nie wiedziałam. O noszonych przez siebie futrach, oraz o tym, ze jako wegetarianka jestem objawem choroby, która toczy Polskę już nie wspomnę.

Nie, nigdy nie tęskniłam za PRL i nigdy nie sprzedałabym wolności za bezpieczeństwo socjalne. Moja młodość przypadła na czasy, kiedy cały świat zdawał się mówić, „tyle twojego parkietu, ile go sobie wydepczasz” „nie licz na nic i na nikogo, licz na siebie” Więc deptałam sobie ten parkiet, wyjeżdżając za chlebem, chociaż nie z Polski, układając sobie wszystko sobie od zera. Zakładając firmę, pracując 12 godzin na dobę deptałam sobie swój parkiet od nikogo nic nie oczekując i po nic nie wyciągając ręki. Nie oczekiwałam od państwa żadnej opieki i od 20 lat nic od niego nie brałam, nie chodząc po zasiłek nawet jak były miesiące, kiedy mi się należał, płacąc ZUS, choć od 10 lat raz byłam przez 5 minut u państwowego lekarza (notabene po wypisanie zaświadczenia, ze jestem zdrowa). I wierzyłam, że tak powinno być, że pomóc należy tym, którzy są chorzy, niepełnosprawni albo zniedołęzniali, a ci którzy mają dwie ręce i są zdrowi – to na siebie pracują. Od państwa chciałam tylko tyle, żeby mi nie przeszkadzało, żeby nie mówiło jak mam żyć, w co wierzyć i ile mieć dzieci i jak się odżywiać. Za to, ze nie wyjechałam z tego kraju a jedynie z miasta teraz będę się dokładać do programu 500+ i długu, który musi spłacić PIS Toruniowi, a za chwilę okaże sie, że nie będę sobie mogła kupić ziemi, bo nie jestem rolnikiem. Ale to wszystko jest dobra zmiana. W końcu jestem beneficjentem III Rzeczpospolitej i oderwano mnie właśnie od koryta...

Jedyny chichot historii, który mnie trochę podbudowuje, to fakt, ze moi punkowi koledzy publikują dzisiaj na Facebooku utwory Anny Jantar i "Partity" – czyli tej mainstreamowej muzyki przeciwko, której moje pokolenie się wtedy buntowało, i której słuchanie to był w tamtych czasach największy obciach . Podbudowuje mnie bo łatwiej jest mi w końcu oficjalnie wyznać i moje grzechy. Otóż bijąc się w piersi wyznaję, że sama zakupiłam ostatnio płyty Electric Light Orchestra i Bonney M, a z radia z przyjemnością wysłuchałam Smokie i oraz zespołu Happy End. W tej kwestii mogę się uczciwie przyznać moi drodzy bojownicy z lat młodości, durnej i chmurnej. ZDRADZIŁAM.

Historio, historio,
ty żarłoczny micie,
co dla ciebie znaczy
jedno ludzkie życie?
Orszaki, dworaki,
szum pawich piór!



https://www.youtube.com/watch?v=TbYxEKCpm4w

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz