Swojego czasu zachwycaliśmy się wszyscy powieścią George`a Orwella "1984" .Orwellowska wizją świata totalitarnego jest nieśmiertelna i ciągle aktualna i z każdą chwilą podobnie jak "Tango" Mrożka nabiera mowych znaczeń i odniesień do rzeczywistości.
Ponieważ raz jeden jedyny postanowiłam iść z prądem postanowiłam zacząć pisać naszą narodową wersję 1984, która dzieje się 80 lat później w roku 2044. Kolejne rozdziały będą publikowane w trakcie powstawania.
2044
Rozdział I
Ponieważ raz jeden jedyny postanowiłam iść z prądem postanowiłam zacząć pisać naszą narodową wersję 1984, która dzieje się 80 lat później w roku 2044. Kolejne rozdziały będą publikowane w trakcie powstawania.
2044
Rozdział I
Andrzej Buba miał kłopoty. Oczywiście można by uznać, że
kłopoty są nieodłączną częścią ludzkiego życia ale kłopoty Andrzeja ostatnio pojawiały
sie nagminnie i rosły w zaskakującym tempie. Pozornie wydawać by się mogło, że
wszystko doskonale przemyślał i ułożył i realizował konsekwentnie. Był
nieskazitelnym czcicielem wodza, lojalnym, nieodłącznym fanatycznie prawicowym
i nigdy nie zbaczał z obranego kursu. Był zdolny, inteligentny i wydawać by się
mogło obdarzony polityczną intuicją a jednak w pewnym momencie coś wpłynęło na
to, ze problemy zaczęły się spiętrzać i budować coś w rodzaju piramidy , której
ostry zarys nie przerósł go jeszcze ale już zaczynał boleśnie uwierać. Budował
swoją karierę z rozmysłem, bez pośpiechu. Skończył prestiżową Katolicką Szkołę
Biznesu i Medycyny na wydziale Katolickiej Organizacji i Ochrony Zdrowia z
wyróżnieniem, podjął pracę. Ożenił się z córką prorektora do spraw studenckich,
pochodzącą z dobrej wielodzietnej rodziny. Wkrótce awansował. Jako kierownik
działu Prewencji Samobójstw Młodych Matek Naturalnie Dobieranych sprawdził się na tyle, że wkrótce
przeniesiono go do Państwowej Komisji do
Spraw Zapłodnień Cyklicznych, po roku został jej przewodniczącym a
nieoficjalnie mówiło się, że dzięki staraniom teścia miał wkrótce zostać
przeniesiony wyżej do władz samego Urzędu . Nadrzędną jednostką dla komisji był
Urząd do Spraw Dzietności. Doświadczenie Andrzeja na wielu polach wydawało się
być kluczowe i predysponować go już od dawna do obiecanego awansu. Nic nie
wskazywało na to, że cokolwiek może przeszkodzić mu w kontynuowaniu tak
świetnie zapowiadającej się kariery, a jednak wszystkie te starania zakończyły
się fiaskiem. Praca w komisji nie była szczytem jego ambicji, a dodatkowo była
obarczona dużym ryzykiem narażenia sie Narodowemu Zespołowi Antykorupcyjnemu,
który niejednokrotnie podsyłał swoich prowokatorów, testował uczciwość,
zaangażowanie i nieprzekupność członków komisji. Andrzej wiedział, ze ludzie są
zawodni, a życie jedynego żywiciela wielodzietnej rodziny – niezwykle
kosztowne. Dlatego też pragnął jak najszybciej wydostać się z tego stanowiska
dopóki nadmierna chciwość któregokolwiek z jego podwładnych nie stanie sie
przyczyną skandalu . Pozatym na pracę nie mógł narzekać. Komisja obradowała raz
w tygodniu. Głównie przeglądała katalogi
przyszłych matek i dyskutowała nad doborem kandydatek indywidualnych.
Kandydatką indywidualną stawała się każda jednostka żeńska, która ukończywszy dwadzieścia
jeden lat pozostawała w stanie wolnym. Jeżeli studiowała, okres ten mógłbyć
wydłużony do 22 roku życia, bo w 22 roku życia wszystkie kobiety musiały
obligatoryjnie zakończyć naukę i nie wolno im się było dalej kształcić. Andrzej przewodniczył komisji, rozpoczynał
posiedzenia, miał ostateczny głos rozsądzający spory dotyczące doboru
naturalnego oraz miał obowiązek zwoływania posiedzeń nadzwyczajnych w
sytuacjach wyjatkowo skomplikowanych. No i oczywiście odpowiadał za prawidłowe
stworzenie całej dokumentacji wstępnej i przekazanie jej do Działu Ochrony
Ciąży z Naturalnego Doboru. Juz od dawna tajemnicą Poliszynela było, że Andrzej
przygotowuje swojego zastępcę do rychłego przejęcia swoich obowiązkówi szykuje
sie wyżej i nagle nastąpiło fatalne dla wszystkich
załamanie. Nie wiadomo w jaki sposób do wiadomości publicznej przedostała się informacja,
iż jego rodzona siostra w wieku 38 lat była matką jedynaka.
Ten bulwersujący fakt został skrzętnie zauważony przez
prasę. Po ukazaniu się w wysokonakładowym czasopiśmie„Bliżej Krzyża” błyskotliwego
artykułu zatytułowanego „Jedna jaskółka wiosny nie czyni” w szeregach
sprzymierzeńców Andrzeja nastąpiła konsternacja. Wprawdzie sam Andrzej miał
sześcioro rodzeństwa. W wieku 45 lat był ojcem pięciorga dzieci, a ze swoją
siostrą nie utrzymywał stosunków towarzyskich ale już samo tak bliskie
pokrewieństwo z osobą ideologicznie podejrzaną stawiało go w dość niekorzystnym
świetle. Do tego przyczyniła się również niefrasobliwośc jego żony, dla której,
jak wiele osób z bliskiego kręgu mu zarzucało, był zbyt pobłażliwy. Żona
Andrzeja miała jakieś sentymentalno-estetyczne obiekcje w sprawach nadawania
dzieciom właściwych imion i sprawa ta była już parokrotnie podnoszona przez
kręgi Andrzejowi niechętne. Wprawdzie bliźniaki
płci męskiej zostały ochrzczone najbardziej popularnymi w tamtym okresie
imionami Jarosław Lech i Lech Jarosław, ale pierworodna, starsza od nich o trzy
lata córka nazwana została wcześniej staroświeckim imieniem Marta. Po wydaniu
na świat kolejnej córki żona Andrzeja zaprotestowała przeciwko nazwaniu jej wdzięcznym
i jakże dobrze we własciwych kregach widzianym imieniem - Prokreacja. Po długim
i niewdzięcznym okresie konferowania i właściwych sugestii z trudem wymusił na
niej kompromis tak, ze zrezygnowała z nadawania córeczce imienia swojej
ukochanej babki i zgodziła się na nazwanie dziewczynki - Nadzieją. Kiedy była w
kolejnym stanie błogosławionym Andrzej wymógł na niej że następny syn będzie
nosił modne imię Naród ale jednak urodziła się kolejna dziewczynka. Traf
chciał, ze wszystkie dzieci płci żeńskiej, które urodziły się we własciwych kręgach
w tym okresie nazywano Dekomunizacja. Wprawdzie sam dyrektor Urzędu ochrzcił
swoje córki imionami Dobra Zmiana i Lustracja ale jednak Dekomunizacja była widziana
najlepiej. I tu znów Andrzej okazał się zbyt
uległy albowiem tym razem kompletnie nie potrafił przeciwstawić się małżonce,
która nalegała ze względu na pamieć swojej babki na imię Beata, które w tym okresie już od dawna
było „passe” i nadawanie i nadawanie go było już bardzo ryzykowne. Szeptano po
kątach, że podobno żona Andrzeja zagroziła jeszcze będąc w ciąży, że szybciej
skoczy z okna niż pozwoli, żeby jej najmłodsza córka nazywała się Dekomunizacja
Buba, a on nie miał na tyle odwagi (czy też charakteru, jak podkreślali ludzie
Andrzejowi niechętni), żeby oddać ją na okres ciąży do Działu Prewencji. Elementy animalne – doniosło wkrótce
„Bliżej Krzyża” – pogrążają się w coraz
większej degrengoladzie moralnej albowiem oprócz swoich podejrzanych koneksji z
matkami jedynaków wykazują zachowania skrajnie indywidualistyczne w żaden
sposób nie przyczyniając się do triumfu narodu. Wszyscy wtajemniczeni
doskonale wiedzieli kogo miał na myśli autor pisząc o elementach animalnych i
tak przynajmniej na razie awans przeszedł Andrzejowi koło nosa. Teść,
zirytowany uwagą Andrzeja, iż nie umie odpowiednio wpłynąc na córkę chwilowo
obraził się i przestał robić jakiekolwiek starania pozostawiając Andrzeja w
Komisji i w bezpośredniej bliskości Urzędu Antykorupcyjnego.
Dzisiaj jednak Andrzej Buba był szczególnie rozdrażniony. Jeden
z jego osiemnastoletnich synów zaczął bowiem od pewnego czasu sprawiać kłopoty.
Szedł właśnie ze szkoły bliźniaków albowiem poprzedniego dnia Lech Jarosław
poinformował go, że ma się natychmiast stawić u dyrektora szkoły. Powodem miało
być jego ostatnie wypracowanie z języka narodowego.
Do gabinetu wszedł przeczuwając spore kłopoty albowiem trzy miesiące
wcześniej brat dyrektora szkoły usiłował wyłaczyć swoją niezamężną córkę z
obowiązku przymusowego zapłodnienia poprzez dobór naturalny czyli przez
obowiązkowego kandydata wskazanego przez komisję. Prosił o kilka miesięcy
zwłoki zobowiązując się znależć narzeczonego i doprowadzić córkę do ołtarza tak
szybko jak będzie to tylko możliwe, ale komisja odmówiła i bratanica dyrektora
została poddana procedurze doboru naturalnego, czyli przymusowo zaślubiona z naturalnie dobranym kandydatem i
zapłodniona. Wkrótce po świetym akcie
małżeńskiej inseminacji umieszczona została w szpitalu psychiatrycznym, co okazy
wało się bardzo częstą koniecznością wobec ciężarnych, poddanych przymusowemu zapłodnieniu, aby podtrzymać
ciążę i rodzina nie miała z nią już kontaktu od kilku tygodni .
Dyrektor siedział przy biurku a za nim z tyłu Andrzej
zobaczył Lewińskiego – wychowawcę i nauczyciela języka narodowego.
-To jakiś niezwykły zbieg okoliczności - wycedził dyrektor
przez zęby, - że właśnie pana syn przedstawił na forum klasy tak wyjątkowo
antynarodowe wystąpienie. W ręku trzymał pokreśloną na czerwono prace napisaną
na komputerze i wydrukowaną na papierze firmowym szkoły, jaki przydzielany był
dzieciom i młodzieży wraz z darmowymi podręcznikami wydawanymi w duchu Odnowy
Narodowej. Te obrzydliwe słowa – syczał dyrektor wskazując palcem podkreślone na
pracy wyrazy - nie znalazły się tu przypadkowo. Jestem pewien, ze te błędy
ideologiczne zostały nagromadzone specjalnie po to, aby odczytać je na głos
przy klasie.
Wypracowanie polegało na opisaniu życia na współczesnej wsi
, wiec wydawałoby sie że jest tematem zupełnie bezpiecznym i Andrzej nie musi
sprawdzać go wieczorem pod kątem poprawności ideologicznej.
Dyrektor podał mu tekst już w pierwszym akapicie uderzyło go
zamazane na czerwono jedno z pierwszych zdań„ Lato to pora obfitego podlewania
lewkonii pod oknem” – przeczytał i na jego czole pojawiły się krople potu. Co za
bezmyślny gówniarz ?! – pomyślał ale włosy zjeżyły mu się na głowie, kiedy jego
wzrok podążył dalej i Andrzej przeczytał podkreślone zwroty w kolejnych
akapitach. „betonowe odlewy służące do budowy ogrodzenia ”, „użycie lewarka
podczas awarii samochodu” i „gumowej cholewy czyszczonej w zlewozmywaku”. Na
koniec nastąpił opis o tym jak wiejskie ptaki „zjadają plewy i polewają się
wodą” Poczuł jak rośnie w nim wściekłość .
-Cóż to za podłe insynuacje?! Wybuchnął – to są błędy
słowotwórcze a nie ideologiczne!
- Błąd słowotwórczy –
wtrącił sie nauczyciel języka narodowego siedzący do tej pory cicho pod ścianą -
byłby gdyby wystąpił jeden. A takie nagromadzenie zakazanych zbitek
fonetycznych wskazuje na ideologiczne podłoże ich zastosowania.
- „Lewy” - Panie Przewodniczący – powiedział z sarkazmem jest wszędzie w całej tej pracy„ lewy i lewy „, na początku już trzy razy „lewy” na końcu końcu „Lewy” – chyba pan nie zaprzeczy że podobne zestawienie mogło powstac u osiemnastoletniego chłopca przypadkowo, szczególnie, ze przez ostatnie kilka tygodni poświęciliśmy na zastępowanie niepoządanych w jezyku narodowym wyrazów na prawidłowe. Zamiast „podlewanie lewkonii” powinien zostać użyty zwrot „zraszanie kwiatów” a zamiast „lewarka” i „cholewy” należało użyc słów „podnośnik” i „gumowa część buta”. Zamiast „zlewozmywaka” uczyliśmy się używać zwrotu „czyszczenia pod kranem”
- „Lewy” - Panie Przewodniczący – powiedział z sarkazmem jest wszędzie w całej tej pracy„ lewy i lewy „, na początku już trzy razy „lewy” na końcu końcu „Lewy” – chyba pan nie zaprzeczy że podobne zestawienie mogło powstac u osiemnastoletniego chłopca przypadkowo, szczególnie, ze przez ostatnie kilka tygodni poświęciliśmy na zastępowanie niepoządanych w jezyku narodowym wyrazów na prawidłowe. Zamiast „podlewanie lewkonii” powinien zostać użyty zwrot „zraszanie kwiatów” a zamiast „lewarka” i „cholewy” należało użyc słów „podnośnik” i „gumowa część buta”. Zamiast „zlewozmywaka” uczyliśmy się używać zwrotu „czyszczenia pod kranem”
- A „odlewy” –
wrzasnął wzburzony Andrzej- Co do cholery jasnej zrobiłby pan ze słowem
„odlewy”?!
- Pan Jarosław – wtrącił dyrektor – słusznie ma wątpliwości
do pana ideologiczności, nie tylko słowotwórczej ale również frazeologicznej. Może
wam w tej komisji powinni robić jakieś specjalne kursy donaradawiające - zakpił
- „odlewy” można doskonale zastąpic słowem „gipsowe kształtki”, a co do
„plew”.....
- Pan Jarosław? – zdziwił się Andrzej. W dzienniczku miałem przez
3 lata zapisane że pan nazywa się Bolesław . Bolesław Lewiński - powiedział z
niemałą satysfakcją.
-Jarosław - to moje nowe nazwisko powiedział nauczyciel . A
na imię przybrałem Smoleńsk.
- Poparłem pana Jarosława w tej słusznej decyzji – dyrektor
wskazał nalepkę umieszczoną na drewnianej szafce. Biało czerwonymi literami
było wyraźnie wykaligrafowane Smoleńsk Jarosław.
Andrzej wiedział już, ze musi załagodzić sprawę jak
najszybciej.
- Oczywiscie zgadzam się – powiedział po chwili namysłu, ze
takie nagromadzenie błędów nie jest dopuszczalne i zasługuje na ocenę
niedostateczną. Zobliguję też syna do powtórnego napisania wypracowania.
Napisze je jeszcze dziś wieczorem.
-Niedostateczną?! – żachnął się dyrektor. Ocena
niedostateczna to zbyt mała konsekwencja.
Pana syn wychylił się w bardzo niebezpiecznym kierunku. Sprawa zostanie
skierowana do Komisji Chrześcijańskiego Wychowania Pana syn zasługuje na pobyt
w ośrodku korygującym.
Andrzej poczuł jak pot oblewa mu czoło.
-Ośrodek Korygujący za bezmyślne wypracowanie – powiedział
pozornie obojętnie i usiłował roześmiać się.
Moze poprzestaniemy na 7 dniowym zakazie dostępu do internetu i
obowiązkowej poprawie pracy....No ja nie kwestionuję, ze ocena semestralna moze
być w takiej sytuacji obniżona.
- Czy doczytał Pan
dzieło swojego syna do końca ? – Dyrektor wstał i zaczął przechadzać się wzdłuż
gabinetu od ściany do ściany. Wyraz „lewy” został użyty w jednej pracy 16 razy.
Sam wyraz „lewarek” został powtórzony trzy razy. A wie pan co pomogło małej
siostrzyczce, kiedy u cioci na wsi bolał ją brzuch według pana syna? Otóż LEWATYWA. Tak - powiedział z naciskiem – Tak,
to była lewatywa. Proszę też uważnie przeczytać
zakończenie pracy. To już jest po prostu
ostentacja.
Andrzej przeniósł wzrok na ostatnie zdanie. „Kiedy jestem u cioci
na wsi niestraszna mi jest żadna burza ani ulewa.” Przeczytał i spojrzał na
dyrektora starając się ukryć niepokój.
-Nie ma pan chyba wątpliwości co do celowego rozmieszczenia
tych wyrazów w pracy. Tu nie może być mowy o bezmyślności. To jest prowokacja.
Ja miałem bardzo dobre zdanie o pana synu ale ostatnie jego wybryki zaczynają
mi je już dość mocno zacierać. Nie wiem czy pan wie, że poddał w wątpliwość
celowość istnienia szkół męskich i żeńskich. Musieliśmy zmienić tok lekcji i
przygotować dodatkowe szkolenie antygenderowe. Ponadto jest podejrzany o
pomazanie drzwi w szkolnej ubikacji. Musiałem to zgłosić do służb bo obok
narysowanego męskiego członka ktoś obok napisał „Wódz”. W dodatku przez „u”
zwykłe i „c”. „Wuc”po prostu „wuc”. Pana syn miał wtedy lekcje w sali 11, która
znajduje się tuż obok tej toalety i widziano go jak tam wchodził tuż przed
pojawieniem się napisu. Niestety to on jest w tej sprawie głównym podejrzanym.
- Zabiję gówniarza – przemknęło Andrzejowi przez głowę. Jego
wzrok przez chwilę zatrzymał sie na Jarosławie. Dyrektor też popatrzył na niego
znacząco.
-Och mam przecież dyżur – wykrzyknał nauczyciel nieco
teatralnie i podniósł się z narożnego fotela- Czy będę jeszcze niezbędny panie
dyrektorze? – zapytał przestępując z nogi na nogę.
- Nie, nie, Jakoś
sobie bez pana poradzimy – westchnał dyrektor i w ten sposób pozostali w
gabinecie sami.
- Rozumiem – powiedział dyrektor, kiedy Jarosław zamknął za
sobą drzwi- jak bardzo niekorzystna byłaby dla pana obecnie koniecznośc
państwowej korekty zachowań pańskiego syna. Musimy wspólnie pomyśleć co byłoby
w takim razie najlepsze dla niego.
Andrzej zdawał sobie doskonale sprawę, że ze swoimi
koneksjami w wydziale Edukacji Chrześcijańskiej byłby w stanie nie dopuścić do zebrania
się Komisji Chrześcijańskiego Wychowania
w sprawie swojego syna, ale już sama konieczność takiej interwencji rzucałaby
na niego niewłaściwe światło. Sprawie trzeba było jak najszybciej ukręcić łeb.
-Lech Jarosław jest w trudnym okresie dojrzewania –
powiedział. Należałoby się
przyjrzeć jakie antynarodowe
elementy mogą mieć w klasie wływ na jego wychowanie.
- Klasa jest bez zarzutu - powiedział dyrektor
-Syn otrzymuje w domu prawidłowe moralnie wychowanie wsparte
działaniami całościowymi rodziny złożonej z mężczyzny i kobiety – oświadczył
Andrzej. Złe wpływymuszą pochodzić z zewnątrz.
- Och nie wątpię w to - powiedział pośpiesznie dyrektor.
Drugi pański syn Jarosław Lech jest absolutnie bez zarzutu. Jest w pewnych
kwestiach ideologicznych – powiedziałbym wręcz......tu długo szukał właściwego
określenia – jest wręcz nadgorliwy.
- No właśnie – ucieszył się Andrzej. Z całą pewnością
zlokalizuję to zewnętrzne zagrożenie, zrobię przegląd środowiskowy. Popytam
syna o innych kolegów spoza szkoły...Hmmm, a co do pańskiej siostrzenicy...
Zapewne pański brat chciałby ją przenieśc do domu na okres poprzedzający poród... Myślę,
ze byłoby to całkiem możliwe jeśli podpisałby oświadczenie, ze zapewni jej
odpowiedni dozór rodzinny, który będzie skuteczny i uchroni ją przed
ewentualnością samobójstwa do momentu rozwiązania. Niewykluczone, że powstanie
konieczność zatrudnienia do tego czasu profesjonalnej opiekunki z licencją
Działu Prewencji.
- Ależ oczywiście, ze podpisze- twarz dyrektora rozjaśniła
się w uśmiechu. I może zatrudnić opiekunkę, ale czy wystarczy zatrudnienie jej
do okresu porodu?
- Ależ oczywiście. Tylko dopóki dziecko nie przyjdzie na
świat. Potem mogą się już zabijać.....- roześmiał się, ale po chwili zamilkł
uświadamiając sobie, że jego rozmówcy ten dowcip mógł nie przypaść do gustu - Tylko do chwili porodu - powtórzył
machinalnie.
- A kiedy można by było ją zabrać? – spytał dyrektor
- Myślę, że do końca miesiąca wykonają już wszystkie
stosowne badania zezwalające na powrót do domu. Oczywiście – Andrzej podniósł
wypracowanie leżące na biurku. – zabiorę tą nieszczęsną bazgraninę, żeby lepiej
wyćwiczyć z synem właściwe użycie wyrazów słusznych narodowo. A co do oceny...
- Tak, oczywiście –
potwierdził dyrektor – obniżymy na semestr, ale damy szansy poprawy na koniec
roku. Na świadectwie wszystko będzie jak najlepiej, oczywiście przy jego i
pańskich odpowiednim stosunku do przedmiotu. A co do śledztwa w ubikacji....
-Tak ?- powiedział
Andrzej
- Służba Bezpieczeństwa Narodowego nie dopatrzyła sie znamion
przestępstwa, zasugerowaliśmy, że
chodziło jednak o słowo „wuj” a nie „wódz”. A to nieszczęsne” C” to duze „J” napisane w
odbiciu lustrzanym. Dzieci dysgraficzne, a takie dysfunkcje są często spotykane
szczególnie u chłopców, często popełniają takie błędy w pisaniu i piszą litery
odwrotnie. Tak też zostało to ostatecznie zaklasyfikowane.
- Doskonale – ucieszył się Andrzej. Panowie podali sobie
ręce popatrzyli się na siebie znacząco.
- Niech pański brat zajrzy do mnie przed wizytą w Dziale
Ochrony Ciąży – powiedział Andrzej
trzymając uchylone drzwi – napiszę dodatkową opinię dla nich, zapewne będzie
mogła ona wiele ułatwić. Prawie wychodził , ale jeszcze raz odwrócił głowę i
popatrzył na dyrektora. – A ten napis na drzwiach toalety to z pewnością był
„wuj” – powiedział z naciskiem. - Przecież pańska szkoła to elitarna męska
jednostka edukacji, sam kwiat młodzieży. Tu się nic niewłaściwego nie może
wydarzyć. Jestem pewien, że to musiał być „wuj”.